Pełna obaw wracała do domu. Nie było jej raptem tylko dwa dni, ale Alicja coś wyraźnie kręciła przez telefon. Kiedy wjechała na ulicę, przy której mieszkała, odetchnęła z ulgą. Dom stał, na oko wydawał się nietknięty. Nie było ruin, pogorzeliska ani tłumu gapiów. Zaparkowała na ulicy i weszła do domu. Ktoś rozmawiał, ze zdumieniem rozróżniła dwa głody.
- Pewno znowu do Alicji przyjechał ten jej... - pomyślała ze złością, ale zdała sobie sprawę, że drugi głos był żeński.
Otworzyła drzwi do kuchni i stanęła zaskoczona.
- Mama? Co ty tu robisz?
Alicja, zaskoczona, wstała od kuchennego stołu, na krześle pod oknem siedział ich matka. Była nadąsana.
- No... Przywiozłam mamę, bo... No, wiesz... Znowu się to stało... - bąkała Alicja.
- Nie piłam - oświadczyła z godnością matka.
- Czy coś jeszcze zrobiłaś, o czym nie wiem, a powinnam? - zapytała jadowicie Anka.
- Tak! - rzekła z desperacją Ala. - Zamówiłam fachowca, założy wreszcie ten wentylator!
- Jaki wentylator???
- Ten w łazience. Od tygodnia mówię ci o nim. Zapomniałaś.
- Nie, tylko ja... Zaraz po kogoś zadzwonię.
- Nie trzeba. Już kupiłam taki sam i zamówiłam kogoś, żeby przyjechał i założył.
Anka spojrzała na nią zaskoczona i w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć. Najpierw zobaczyła białe berlingo stojące na chodniku, a potem stojącego na schodkach wejściowych młodego faceta w krótkich włosach i brudnym kombinezonie. Przez ramię miał przewieszoną torbę.
- Ouu bejbe - powiedział facet. - Tak coś czułem, że się jeszcze zobaczymy.
- Czego pan chce? - spytała z niechęcią Anka. - Przecież powiedziałam panu, że nie zapłacę tyle za remont elektryki w tych dwóch pokoikach.
- Jakiś wentylator mam założyć - odparł spokojnie facet.
Anka poczuła, że zalewa ją fala gorącej wściekłości.
- Ala! Chodź no tu na chwilkę!
Młodsza siostra po chwili pojawiła się za jej plecami.
- Do kogo ty dzwoniłaś?!
- Do elektryka - Alicja zrobiła zdumione oczy.
- A skąd miałaś numer telefonu?
- Miałam numer do tego pana, który zawsze z tobą pracował... Pan Wiesław... Ale on nie mógł, więc dał mi numer do swojego kolegi...
Anka zacisnęła zęby.
- Robimy czy nie? - zapytał spokojnie młody facet. - Za stanie nikt mi nie płaci.
- A propos płaci - ocknęła się Anka. - Grosza nie dam!
- Ja zapłacę - odezwała się cicho Ala.
- Zabraniam ci!
- I co? Wentylator będzie dalej zepsuty? Kiedy ty się za niego weźmiesz? Mam czekać kolejny tydzień? Chcesz, żeby łazienka zapleśniała?
Anka tylko zacięła usta.
- Kto płaci? - zapytał elektryk.
- Ja płacę - oświadczyła Alicja.
- To prowadź, szefowa.
Młody facet poszedł, obejrzał sobie łazienkę, potem poszedł po drabinę i po jeszcze jakieś narzędzia. Wrócił, zamknął się w łazience i zaczął dłubać.
Alicja i Anka siedziały w kuchni przy stole. Milczały i patrzyły każda w inną stronę. Nagle zadzwonił telefon Alicji. Anka spojrzała, ale nadal milczała.
- Halo... Tak, to ja... To pan? Co się stało? A nie może pan przyjść? Kto? co robi??? Nic nie rozumiem, dam na głośnomówiący.
Nacisnęła coś na telefonie i położyła go na stole,
- Jeszcze raz pani mówię - zabrzęczał telefon. - Stoi mi tu w drzwiach jakaś starsza pani i hajluje.
- Ten facet ma z deklem - rzekła Anka.
- Szefowa, niech pani powie tej technicznej alfabetce obok pani, że tryb głośnomówiący działa w obie strony. Nie tylko wy mnie słyszycie, ale i ja was.
W tle jakiś kobiecy głos wykrzykiwał: "Won! Won!"
Anka i Anka spojrzały na siebie osłupiałe i zawołały jednocześnie:
- Mama!
Pobiegły do łazienki. Rzeczywiście, w drzwiach pomieszczenia stała ich matka. Sapał z zagniewaną miną, lecz nie mówiła nic, tylko prawą ręką robiła zamaszyste gesty kojarzące się z Adolfem Hitlerem.
- Won! Won! - krzyczała słabym głosem.
- Ależ mamo, jak możesz! - Alicja była zrozpaczona.
- Co tu robi facet?! Wpuściłyście samca do naszej świętej enklawy kobiecości! Ja już się nigdy nie umyję w tej łazience!
- Nie mamy innej!
- W takim razie wcale się nie umyję!
Elektryk siedział na stopniu drabiny i przypatrywał się temu flegmatycznie.
- Mógłby pan pomóc - ofuknęła go Anka ciągnąc mamę do pokoju.
- A bo to moja matka? - wzruszył ramionami.
- No jasne, tak najłatwiej powiedzieć. Poza tym obowiązuje chyba jakaś ludzka przyzwoitość, prawda?
- Poza tym, proszę pani, to ja się mogę poczuć urażony pani uwagami przez telefon. To raz. Dwa, to nie życzę sobie, żeby ktoś mi prezentował salut rzymski. To dwa. Trzy, to propagowanie faszyzmu jest karalne. A po czwarte, to proszę mi pokazać gdzie są korki.
- Co za cham - nie mogła sobie darować Anka, kiedy Alicja prowadziła elektryka do tablicy z korkami.
Anka zaprowadziła matkę do kuchni, po chwili dołączyła się do nich Ala. Anka co chwilę chodziła do łazienki i serwowała elektrykowi cierpkie uwagi. Na koniec zażądała posprzątania łazienki.
- Jeszcze czego. Jak ma pani dwie lewe ręce i nie umie trzymać szufelki to niech sobie pani wynajmie sprzątaczkę.
- Cicho! - tupnęła nogą. - Ja pana wynajęłam i ma pan robić co panu każę!
- Nie pani mnie wynajęła.
- Mmmmmhhh!! - zawyła poirytowana Anka. - Ala! Chodź tu i przemów mu do rozumu bo ja zaraz wyjdę z siebie i stanę obok!
Alicja zajrzała do łazienki.
- Widzę na podłodze jakieś zrzynki plastiku i kawałki izolacji kabli - poinformowała młodego faceta. - Ma pan po sobie posprzątać. Bo nie zapłacę.
I poszła.
- Cha cha, no i co pan na to? - Anka triumfująco wzięła się pod boki.
- Nie wiem czy się doszoruję do płytek pod tym brudem - westchnął elektryk. - Pierwszy raz widzę tak zapuszczoną łazienkę. Ktoś tu w ogóle po wojnie mył podłogę? Czy może święta enklawa kobiecości polega na rezygnacji z podstawowych standardów higienicznych? Nie obawia się pani grzybicy stóp?
Anka wyszła z łazienki kipiąc z wściekłości.
Parę minut później elektryk zameldował, że wszystko gotowe, wentylator działa.
- A sprzątnął pan? - chciała wiedzieć Ala.
- Tak.
- Sprawdzimy... - Anka wyszła z kuchni. Po minucie była z powrotem.
- Pod szafką jest brudno!
- Tam nie śmieciłem.
- W domu też pan sprząta pół podłogi? Jak się sprząta to porządnie, proszę pana. Chyba, że męskie standardy oznaczają, że pół podłogi, to cała podłoga.
- Odsunąłem tę szafkę, ale... - zakłopotany podrapał się po głowie. - Za nią leży... Podpaska...
- Uuuuu... - matka i Ala spojrzały zdegustowane na Ankę, która oblała się szkarłatnym rumieńcem i runęła do łazienki.
Ala odprowadziła elektryka do drzwi i rozliczyła się z nim finansowo. W głębi domu rozległ się wściekły krzyk i po chwili nadbiegła Anka.
- Co za świnia!!! Gdzie on jest?!!
Ujrzała światła odjeżdżającego berlingo.
- Powiedział, że żartował z tą podpaską - bąknęła Alicja. - Nic tam nie było tylko kurz...
Anka podała jej zmiętą kartkę.
"Skoro już pani odsunęła tę szafkę, może pani pod nią wytrzeć".
- Hm - mruknęła Alicja. - Rozumiem, że teraz na pewno go nie zatrudnisz do tej przeróbki elektryki.
- Wręcz przeciwnie. Zatrudnię go choćby nie wiem co. I zniszczę...
To jest lepsze od bazowej serii!
OdpowiedzUsuńNaprawdę? Cieszę się, że się podoba.
OdpowiedzUsuń