The future was wide open
Tom Petty & The Heartbreakers – Into The Great Wide Open
Dzień był piękny, niebo czyste i błękitne.
Anka nie wiedziała jak zużytkować nadmiar energii. Miała jej wiele na co dzień, w sobotę jeszcze więcej, a w związku ze zmianą daty po prostu było w niej tyle zapału, że mogłaby góry przenosić. Nie wiedziała tylko od której zacząć.
Co można robić samej w małym, podpoznańskim miasteczku, gdzie wszyscy znają wszystkich?
To był od zawsze problem. Od zawsze to znaczy od momentu, w którym się tu pojawiła. Bo Anka nie była stąd. Jej mąż... Jej ówczesny mąż. Tak, był taki. Łajdak. Dureń,. imbecyl, niedojrzały gówniarz...
Spokojnie, powiedziała do siebie i upiła łyk kawy. Było, minęło. Tak jak on. Poszedł sobie podając argumenty równie śmieszne jak on sam. Rozwód. Dobrze, że ślub był tylko cywilny.
No więc ten jej ówczesny mąż zamarzył sobie pracownię pod Poznaniem. Kupimy starą chałupę, mówił. Wyremontujemy. Dużo, dużo miejsca. Będziemy robić, działać, tworzyć. Punkt pierwszy wykonali. Drugiego pół. W trakcie remontu Wojtek odszedł. Twierdził, że nie da się z nią wytrzymać. Wcześniej jakoś mógł. Co za debil.
Wróciła do nazwiska panieńskiego, ale do Poznania już nie wróciła. Nie mogła. Jakoś w rozmowie z matką próbowała poruszyć ten temat, ale ta zaraz ucięła krótko: "poszłaś z nim, to możesz nie wracać". No i Anka wzięła na ambicję: ja nie dam rady? Nie było innego wyjścia, musiała dać.
Zajęła się architekturą wnętrz. Długi i bolesny temat. Ale na szczęście jakoś sobie radziła i uzyskała pewną niezależność i stabilność finansową.
Prowadziła dalej remont domu. Kotłownia, kuchnia, mały salonik, dwa pokoiki i łazienka. Reszta domu niedokończona, obszerne podwórze i budynki gospodarcze - czekały na lepsze czasy lub więcej pieniędzy.
Dom stał przy jednej z główniejszych ulic miasteczka., tak więc Anka mogła przez okno kuchni obserwować rzesze mieszkańców niestrudzenie pokonujących drogę dom-sklep. Była zdumiona. Ile można robić tych zakupów? Dopiero gdy została sama zauważyła, jak mało jedzenia potrzeba jednej osobie.
I to był kolejny problem.
Była sama.
Tak lubiła gotować, wymyślać nowe potrawy, ale teraz co - jest sens gotować dla jednej osoby?
Nie zaprzyjaźniła się z tym miasteczkiem. Domyślała się, że stali mieszkańcy wiedzą o niej wszystko, ale ona jakoś nie próbowała się z nikim bliżej poznać. Nawet z sąsiadami.
Wyszła z domu, uwinęła się w dwie godziny i teraz, kiedy reszta mieszkańców dreptała jeszcze w te i we wte, ona już wszystko załatwiła.
I co tu dalej robić?
Zatarła energicznie ręce. Jak to co? Nowy rok się dopiero zaczął, trzeba się zorganizować! Włączyła laptop, telewizor, powyciągała stare i nowe kalendarze. Wzięła się za porządki w próbnikach materiałów i w katalogach, pozgrywała stare projekty na zapasowy dysk, napisała do kilku nowych klientów i zaproponowała terminy spotkań.
Wraz z upływem godzin rosło jej zadowolenie. Tak. Wszystko się układało, wszystko pasowało. Przyszłość jawiła się optymistycznie. Da sobie radę, sama. Nikogo nie potrzebuje. Zwłaszcza faceta. O tak, to dobre postanowienie na Nowy Rok. Żadnego faceta. Nigdy więcej.
Nie, nie użalała się nad sobą. Miała przecież swoją firmę, z poza tym zajęła się sobą, sport, bieganie, fitness i tak dalej. Dzięki temu mimo zbliżającej się powoli czterdziestki była w znakomitej formie. Machnęła ręką na cały ten tak zwany męski świat. O ileż lżej, prościej żyło się bez nich! Czuła się wielka, wspaniała. Pełna noworocznych nadziei. Czuła się jak zdobywca, który wspina się na górę i widzi już przed sobą wierzchołek.
Tak, to jest takie życie, jakiego chciała. Tak ma być. Będzie dobrze, wysoko, szczęśliwie, bogato, beztrosko i spokojnie. Będzie dobrze.
Spojrzała za okno, mieszkańcy nadal przemieszczali się niestrudzenie chodnikiem.
I wtedy pomyślała, że świat na zewnątrz jest o wiele bardziej większy i skomplikowany niż myślała. I to czy ona jest wesoła, czy smutna, czy w ogóle jest, czy też by jej nie było - nie miałoby na ten świat żadnego wpływu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz