poniedziałek, 29 lutego 2016

7. 23 stycznia 2014, czwartek

Pełna obaw wracała do domu. Nie było jej raptem tylko dwa dni, ale Alicja coś wyraźnie kręciła przez telefon. Kiedy wjechała na ulicę, przy której mieszkała, odetchnęła z ulgą. Dom stał, na oko wydawał się nietknięty. Nie było ruin, pogorzeliska ani tłumu gapiów. Zaparkowała na ulicy i weszła do domu. Ktoś rozmawiał, ze zdumieniem rozróżniła dwa głody.
- Pewno znowu do Alicji przyjechał ten jej... - pomyślała ze złością, ale zdała sobie sprawę, że drugi głos był żeński.
Otworzyła drzwi do kuchni i stanęła zaskoczona.
- Mama? Co ty tu robisz?
Alicja, zaskoczona, wstała od kuchennego stołu, na krześle pod oknem siedział ich matka. Była nadąsana.
- No... Przywiozłam mamę, bo... No, wiesz... Znowu się to stało... - bąkała Alicja.
- Nie piłam - oświadczyła z godnością matka.
- Czy coś jeszcze zrobiłaś, o czym nie wiem, a powinnam? - zapytała jadowicie Anka.
- Tak! - rzekła z desperacją Ala. - Zamówiłam fachowca, założy wreszcie ten wentylator!
- Jaki wentylator???
- Ten w łazience. Od tygodnia mówię ci o nim. Zapomniałaś.
- Nie, tylko ja... Zaraz po kogoś zadzwonię.
- Nie trzeba. Już kupiłam taki sam i zamówiłam kogoś, żeby przyjechał i założył.
Anka spojrzała na nią zaskoczona i w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć. Najpierw zobaczyła białe berlingo stojące na chodniku, a potem stojącego na schodkach wejściowych młodego faceta w krótkich włosach i brudnym kombinezonie. Przez ramię miał przewieszoną torbę.
- Ouu bejbe - powiedział facet. - Tak coś czułem, że się jeszcze zobaczymy.
- Czego pan chce? - spytała z niechęcią Anka. - Przecież powiedziałam panu, że nie zapłacę tyle za remont elektryki w tych dwóch pokoikach.
- Jakiś wentylator mam założyć - odparł spokojnie facet.
Anka poczuła, że zalewa ją fala gorącej wściekłości.
- Ala! Chodź no tu na chwilkę!
Młodsza siostra po chwili pojawiła się za jej plecami.
- Do kogo ty dzwoniłaś?!
- Do elektryka - Alicja zrobiła zdumione oczy.
- A skąd miałaś numer telefonu?
- Miałam numer do tego pana, który zawsze z tobą pracował... Pan Wiesław... Ale on nie mógł, więc dał mi numer do swojego kolegi...
Anka zacisnęła zęby.
- Robimy czy nie? - zapytał spokojnie młody facet. - Za stanie nikt mi nie płaci.
- A propos płaci - ocknęła się Anka. - Grosza nie dam!
- Ja zapłacę - odezwała się cicho Ala.
- Zabraniam ci!
- I co? Wentylator będzie dalej zepsuty? Kiedy ty się za niego weźmiesz? Mam czekać kolejny tydzień? Chcesz, żeby łazienka zapleśniała?
Anka tylko zacięła usta.
- Kto płaci? - zapytał elektryk.
- Ja płacę - oświadczyła Alicja.
- To prowadź, szefowa.
Młody facet poszedł, obejrzał sobie łazienkę, potem poszedł po drabinę i po jeszcze jakieś narzędzia. Wrócił, zamknął się w łazience i zaczął dłubać.
Alicja i Anka siedziały w kuchni przy stole. Milczały i patrzyły każda w inną stronę. Nagle zadzwonił telefon Alicji. Anka spojrzała, ale nadal milczała.
- Halo... Tak, to ja... To pan? Co się stało? A nie może pan przyjść? Kto? co robi??? Nic nie rozumiem, dam na głośnomówiący.
Nacisnęła coś na telefonie i położyła go na stole,
- Jeszcze raz pani mówię - zabrzęczał telefon. - Stoi mi tu w drzwiach jakaś starsza pani i hajluje.
- Ten facet ma z deklem - rzekła Anka.
- Szefowa, niech pani powie tej technicznej alfabetce obok pani, że tryb głośnomówiący działa w obie strony. Nie tylko wy mnie słyszycie, ale i ja was.
W tle jakiś kobiecy głos wykrzykiwał: "Won! Won!"
Anka i Anka spojrzały na siebie osłupiałe i zawołały jednocześnie:
- Mama!
Pobiegły do łazienki. Rzeczywiście, w drzwiach pomieszczenia stała ich matka. Sapał z zagniewaną miną, lecz nie mówiła nic, tylko prawą ręką robiła zamaszyste gesty kojarzące się z Adolfem Hitlerem.
- Won! Won! - krzyczała słabym głosem.
- Ależ mamo, jak możesz! - Alicja była zrozpaczona.
- Co tu robi facet?! Wpuściłyście samca do naszej świętej enklawy kobiecości! Ja już się nigdy nie umyję w tej łazience!
- Nie mamy innej!
- W takim razie wcale się nie umyję!
Elektryk siedział na stopniu drabiny i przypatrywał się temu flegmatycznie.
- Mógłby pan pomóc - ofuknęła go Anka ciągnąc mamę do pokoju.
- A bo to moja matka? - wzruszył ramionami.
- No jasne, tak najłatwiej powiedzieć. Poza tym obowiązuje chyba jakaś ludzka przyzwoitość, prawda?
- Poza tym, proszę pani, to ja się mogę poczuć urażony pani uwagami przez telefon. To raz. Dwa, to nie życzę sobie, żeby ktoś mi prezentował salut rzymski. To dwa. Trzy, to propagowanie faszyzmu jest karalne. A po czwarte, to proszę mi pokazać gdzie są korki.
- Co za cham - nie mogła sobie darować Anka, kiedy Alicja prowadziła elektryka do tablicy z korkami.
Anka zaprowadziła matkę do kuchni, po chwili dołączyła się do nich Ala. Anka co chwilę chodziła do łazienki i serwowała elektrykowi cierpkie uwagi. Na koniec zażądała posprzątania łazienki.
- Jeszcze czego. Jak ma pani dwie lewe ręce i nie umie trzymać szufelki to niech sobie pani wynajmie sprzątaczkę.
- Cicho! - tupnęła nogą. - Ja pana wynajęłam i ma pan robić co panu każę!
- Nie pani mnie wynajęła.
- Mmmmmhhh!! - zawyła poirytowana Anka. - Ala! Chodź tu i przemów mu do rozumu bo ja zaraz wyjdę z siebie i stanę obok!
Alicja zajrzała do łazienki.
- Widzę na podłodze jakieś zrzynki plastiku i kawałki izolacji kabli - poinformowała młodego faceta. - Ma pan po sobie posprzątać. Bo nie zapłacę.
I poszła.
- Cha cha, no i co pan na to? - Anka triumfująco wzięła się pod boki.
- Nie wiem czy się doszoruję do płytek pod tym brudem - westchnął elektryk. - Pierwszy raz widzę tak zapuszczoną łazienkę. Ktoś tu w ogóle po wojnie mył podłogę? Czy może święta enklawa kobiecości polega na rezygnacji z podstawowych standardów higienicznych? Nie obawia się pani grzybicy stóp?
Anka wyszła z łazienki kipiąc z wściekłości.
Parę minut później elektryk zameldował, że wszystko gotowe, wentylator działa.
- A sprzątnął pan? - chciała wiedzieć Ala.
- Tak.
- Sprawdzimy... - Anka wyszła z kuchni. Po minucie była z powrotem.
- Pod szafką jest brudno!
- Tam nie śmieciłem.
- W domu też pan sprząta pół podłogi? Jak się sprząta to porządnie, proszę pana. Chyba, że męskie standardy oznaczają, że pół podłogi, to cała podłoga.
- Odsunąłem tę szafkę, ale... - zakłopotany podrapał się po głowie. - Za nią leży... Podpaska...
- Uuuuu... - matka i Ala spojrzały zdegustowane na Ankę, która oblała się szkarłatnym rumieńcem i runęła do łazienki.
Ala odprowadziła elektryka do drzwi i rozliczyła się z nim finansowo. W głębi domu rozległ się wściekły krzyk i po chwili nadbiegła Anka.
- Co za świnia!!! Gdzie on jest?!!
Ujrzała światła odjeżdżającego berlingo.
- Powiedział, że żartował z tą podpaską - bąknęła Alicja. - Nic tam nie było tylko kurz...
Anka podała jej zmiętą kartkę.
"Skoro już pani odsunęła tę szafkę, może pani pod nią wytrzeć".
- Hm - mruknęła Alicja. - Rozumiem, że teraz na pewno go nie zatrudnisz do tej przeróbki elektryki.
- Wręcz przeciwnie. Zatrudnię go choćby nie wiem co. I zniszczę...

niedziela, 14 lutego 2016

6. 11 stycznia 2014, sobota

Alicja siedziała w kuchni i przestraszonym wzrokiem wodziła za swoją nadmiernie energiczną siostrą. Anka opowiadała jej właśnie swoje ostatnie przygody. W odpowiednim świetle oczywiście.
- A ten elektryk? - zapytała Alicja.
- Elektryk, no tak - Anka potarła sobie czoło. - Będzie tu dzisiaj, niedługo. Ruszaj się, przecież ten cały syf trzeba sprzątnąć!
- To ja już nie mam żadnego wyboru?! - krzyknęła Ala żałośnie.
- Masz - uśmiechnęła się Anka. - Możesz sobie wybrać który pokój będzie twój.
Alicja zacięła usta i zaczęła zamiatać. W powietrze wzbiły się wirujące kłęby kurzu.
- Uważaj trochę! Boże, co za niezguła!
- Dzwoni ktoś! - odparła Alicja.
Anka pobiegła otworzyć. Za drzwiami stał młody facet o krótkich włosach... Po chwili Anka go skojarzyła. To był znowu on! Ten z Nowego Roku i z środy!
- Czego pan chce? - spytała wystraszona.
facet popatrzył gdzieś nad jej głową i odrzekł spokojnie:
- No tak, adres wydawał mi się znajomy...
- Ale o co chodzi?
- To ja się pytam o co chodzi. Dzwoniła pani do mnie w czwartek i...
- Boże! To pan!
- Nie. Elektryk.
- Cha, cha, ale śmieszne - wzruszyła ramionami. - Jeśli chciał mi pan zaimponować...
- Nie chciałem.
Patrzyli na siebie chwilę w milczeniu.
- No i co? - westchnął facet. - Dowiem się wreszcie o co pani chodzi?
- Trzeba zrobić instalację w dwóch pokojach... - Anka zaprosiła go do środka.
W trakcie oględzin elektryk zajrzał do jednego z pokoi gdzie krzątała się Alicja.
- A, to pan jest tym elektrykiem, o którym mówiła siostra. Że też się nie bała wpuścić pana do domu. Tu jest niebezpiecznie, niedawno jakiś facet gonił ją pod domem i chciał napaść!
Akurat na te słowa do pokoju weszła Anka. Zaczęła psykać na Alę i dawać jej znaki oczami. Niestety, na próżno.
- Coś takiego, napaść ją chciał - elektryk mówiąc do Ali patrzył na Ankę. - A kiedy to było? nie w środę czasem?
- W środę. A skąd pan to wie...
- Nieważne, nieważne - zdecydowała się wkroczyć Anka. - Widział pan wszystko, prawda? Zrobi mi pan to?
- Zrobię.
- A za ile?
Pan elektryk wymienił dość solidną kwotę. Ance aż dech zaparło.
- Co?! Za dwa małe pokoiki?!
- Obecna instalacja jest do niczego - poinformował ją spokojnie elektryk. - Trzeba będzie ciągnąć kable aż do rozdzielnicy. Przez cały dom.
- Ale ja tyle nie mam. Czy... Czy pan... Byłby skłony opuścić nieco cenę... Przecież polecił mi pana pan Wiesław... Ja byłabym panu za to bardzo wdzięczna... - i tu Anka przybrała minę, która w jej mniemaniu miała być wdzięczna i zatrzepotała rzęsami. Efekt był tak żałosny, że Alicja aż odwróciła głowę by ni wybuchnąć śmiechem.
- nie interesuje mnie pani wdzięczność - oświadczył elektryk. - Chcę pieniądze. Tyle, ile powiedziałem. Gdy się pani namyśli to proszę dać znać. Byle szybko.
Pożegnał się chłodno i wyszedł.
- Boże, co to za cham - powiedziała bezradnie Anka.

wtorek, 9 lutego 2016

5. 8 stycznia 2014, środa

Musiała sama przed sobą przyznać, że te dwa pokoje, o których wspomniała Alicji, to tak... No, nie bardzo nadawały się. Znowu poczuła na siebie złość. Po pierwsze dlatego, że zbyt pochopnie obiecała, że weźmie matkę i Alę do siebie. Mogła dać sobie jeszcze chwilę do namysłu, mogła jeszcze się z tego wycofać lub zaproponować coś innego... Teraz już za późno. Słowo się rzekło i nie mogła już go cofnąć. A po drugie był zła - na siebie, za to, że przecież w tym roku miało się to zmienić. Miało już nie być stresu, nerwów, nieprzyjemnych sytuacji, które zazwyczaj sama sobie stwarzała.
A tu znowu coś.
No nic, wzruszyła ramionami i ponownie ruszyła na inspekcję dwóch pokoi.
Mąż Anki miał ambitne plany co do remontu całego domu. Zanim się rozwiedli wymienili wszystkie okna i zrobili centralne ogrzewanie. Pomieszczenia były więc suche i ciepłe.
I na tym kończyły się ich zalety. Bo im dłużej się na nie patrzyło tym bardziej było widać ich wady. Były to małe, ciasne pokoiki, potwornie brudne, z łatami odpadłego tynku. Drzwi były w fatalnym stanie. Pstryknęła wyłącznikiem. Zakurzona żarówka wisząca pod sufitem zajaśniała słabym światłem, przygasła kilka razy, po czym zaczęła mrugać brzęcząc nerwowo.
- Elektrykę też by trzeba zrobić - powiedziała Anka do siebie gasząc światło. - I dorobić gniazdka.
Poczuła przypływ energii. Nie ma co czekać, pomyślała i sięgnęła po telefon.
- Pan Wiesław? Witam, witam. Co słychać? A... No tak... Nie, bo ja dzwonię w takiej sprawie... Tak. Remont instalacji elektrycznej.
Pstryknęła wyłącznikiem jeszcze raz. Tym razem żarówka nie zapaliła się w ogóle.
- Wie pan co, ja myślę, że raczej trzeb by było zrobić ją od nowa. Dwa pokoje. Ale jak to nie?! W ogóle nie?! Dopiero w wakacje?! Niemożliwe, ma pan teraz tyle roboty?! Ach... No... Ale co ja teraz zrobię?!
Weszła do środka i oparła się o brudny parapet. Pan Wiesław, który złamał jej serce w zakresie elektryki, pocieszył ją, że ma młodego znajomego elektryka, który po pierwsze nie jest teraz specjalnie obłożony pracą, po drugie weźmie chętnie każde zlecenie, nawet przeróbkę dwóch pokoi. Po trzecie nie jest drogi, a po czwarte, właśnie się kręci gdzieś po okolicy. Ale pan Wiesław przyznał, że ów jego kolega posiada również wady, a mianowicie...
- E... - pan Wiesław nie mógł się jakoś wyartykułować. - On jest... Trochę... Dziwny...
- Zboczeniec? Morderca? - wystraszyła się Anka. Drzwi zamknęły się z cichym stęknięciem. Coś metalicznie brzęknęło na podłodze.
- Nie, skądże! - zapewnił ją z ulgą pan Wiesław. - ~I fachowiec znakomity! Ma tylko trochę... Trudny charakter. O. Tak.
- To niech mi pan prześle numer do niego - Anka zakończyła rozmowę i odwróciła się w stronę wyjścia. Po czym poczuła, że robi jej się słabo. Na podłodze leżała klamka. Widocznie drzwi zatrzasnęły się i wypadła.
Spokojnie. Tylko bez paniki.
Klamka, która leżała na podłodze nie miała w sobie tego kwadratowego trzpienia, który mogłaby wsunąć w zamek i go przekręcić. Ale może druga część klamki została w drzwiach?
Zajrzała do zamka, a potem położyła się na brudnej podłodze i przyłożyła oko do szpary pod drzwiami.
Druga część klamki też wypadła z drzwi i leżała na podłodze, tyle że na korytarzu. Drzwi był zatrzaśnięte. Co robić?
Jak nie drzwiami to oknem!
Delikatnie poruszyła klamką okna, poddała się. Jeszcze chwila, przekręciła ją do końca, a potem delikatnie otworzyła skrzydło okna na pełną szerokość. Powiało rześkim powietrzem i wolnością.
Ależ była sprytna! Poczuła wielkie zadowolenie z siebie.
Zadowolenie się skończyło, kiedy spróbowała wejść na parapet. Zdecydowanie nie była ubrana na podobne wyczyny. Mówiąc wprost, spodnie był zbyt obcisłe i...
- No przecież ich nie zdejmę - warczała Anka próbując postawić to jedną, to drugą nogę na parapecie. Wreszcie jej się udało.
No dobrze. Stała w oknie. Co dalej?
Dalej było jeszcze gorzej, bo teren wokół domu był zdecydowanie niżej niż podłoga w środku. Z trudem obróciła się, uklękła i zaczęła spuszczać nogi na zewnętrz.
- Co pani wyprawia?
Głos, chociaż cichy, zabrzmiał w jej uszach okropnie głośno. Z piskiem puściła się parapetu i spadła na ziemię. Zabolały kostki i stopy, ale na szczęście tylko przez chwilę. Uff, nic się nie stało!
Odwróciła się. Na chodniku, przed domem, stał jakiś facet w kombinezonie roboczym, trzymał w ręku siatkę z zakupami i patrzył na nią okrągłymi oczami. Poznała go od razu. To był ten sam, który w Nowy Rok pomagała zmienić koło w samochodzie. On jej chyba przynosi pecha!
- Wychodzę z domu - odparła siląc się na spokój, choć w środku kipiała z wściekłości.
- W ten sposób?
Miał irytującą manierę mówienia w absolutnie spokojny sposób jakby oglądał jakiś obraz na wystawie, a nie kobietę, która walcząc o życie skoczyła właśnie z okna.
- To mój dom i będę z niego wychodzić jak mi się podoba! - i Anka dodała jeszcze kilka grubszych słów i zaproponowała wulgarnie by jej rozmówca gwałtownie się oddalił.
- chodnik jest własnością publiczną i będę tu stał tak długo jak mi się podoba - odparł facet spokojnie.
Zamurowało ją na podobną bezczelność. Odwróciła się i bez słowa poszła do domu. No i oczywiście okazało się, że drzwi wejściowe są zamknięte. A klucze są w środku domu. Okno tarasowe też zamknięte.
Ależ miała pecha! Miała ogromną ochotę kopnąć w te drzwi tak, aby się rozleciały. Facet na chodniku nadal stał i się patrzył. Ach, jak ją to irytowało! Poruszył się po jej spojrzeniem i beznamiętnie zapytał:
- Co, nie może pani wejść?
- Jak pan widzi, nie mogę - i pokrótce opowiedziała mu o drzwiach i klamce.
- Ktoś z rodziny? Kto mieszka blisko? I ma klucze? - rzucał propozycje facet. - Naprawdę nic? To pozostaje otworzyć jedne drzwi albo drugie.
- Jak? - Anka poczuła się bezradna.
Facet odstawił siatkę, podszedł, obejrzał zamek w drzwiach wejściowych i powiedział, że chyba prościej będzie spróbować z drzwiami w pokoju.
- Pani pierwsza - zaproponował.
- Mam tam znowu wchodzić?? Przez okno??? Nie dam rady.
- Tak jak chce pani wejść? Podsadzę panią.
Anka przyjrzała mu się podejrzliwie ale nie była w stanie wymyślić nic innego. Facet pomógł jej wejść na okno, wszedł za nią, a potem wyjął z kieszenie gruby pęk kluczy. Podszedł do zamka i zaczął próbować je po kolei. Wreszcie coś stuknęło i drzwi otworzyły się.
- No wreszcie! - Anka przeszła do przedpokoju i do kuchni. Od razu, na wszelki wypadek do jednej kieszeni wsadziła klucze, do drugiej telefon. Może lepiej klamkę powinnam wsadzić, pomyślała z humorem. Pomyślała też, że powinna podziękować temu facetowi.
Ale go nie było.
Nie było go w kuchni, w korytarzu, wreszcie zajrzała do owego feralnego pokoju. Tam też go nie było. Tylko przymknięte okno świadczyło którędy wyszedł. Anka zastawiła drzwi krzesłem, weszła, otworzyła je na oścież i rozejrzała się po ulicy.
Zniknął niczym duch, pomyślała zamykając okno.

środa, 3 lutego 2016

4. 6 stycznia 2014, poniedziałek

Myślałam: do cholery
to chyba tylko sen.
Wciąż progi i bariery
zmieniają życia bieg.
Bajm - Płynie w nas gorąca krew

Do sąsiadki trudno było trafić.
Nie geograficznie oczywiście, bo do tego wystarczyło by Anka zapukała do drzwi obok mieszkania matki. Trudno było trafić w sensie werbalnym, bo sąsiadka w kółko powtarzała kilka zdań. Że matka hałasuje i hałasuje.
- Jak na razie to słychać głównie panią - powiedziała jej Anka.
Podziałało. Sąsiadka obrażona zamilkła na chwilę.
- Proszę pani! A pani to w ogóle kto?
- Córka - wyjaśniła zwięźle Anka.
- Pani jest córką pani Mazur? Alę to kojarzę, ale panią to nie...
- Rzadko bywałam.
- Na pewno jest pani córką? Pani niepodobna do Ali.
- Na pewno.
- No to pani Mazur, powiem pani, że...
- Nie nazywam się Mazur tylko Kaczmarek.
- Co? A, no tak, nazwisko pewno po mężu.
- Po mężu to Nowak. Rozwiodłam się, a nazwisko mam panieńskie.
- Jak to? - sąsiadka pogubiła się i patrzyła teraz ze szczerym zdumieniem.
- Mama wyszła drugi raz za mąż. Za Mazura.
- Aaa... - sąsiadka była podekscytowana. - To wszystko jasne. A ja myślałam...
- Niepotrzebnie - odcięła się złośliwie Anka. - Pani już powiedziała swoje i dziękuję.
- No co za... - zaczął się unosić sąsiadka, ale Anka ją zignorowała i wróciła do mieszkania matki.
Matka w towarzystwie Alicji siedziała na sofie i spoglądała na nią spode łba spojrzeniem dzieciaka, który narozrabiał a teraz gra uosobienie niewinności.
- No i co powiedziała sąsiadka? - zapytała Alicja.
- Nic takiego - wzruszyła ramionami Anka. - Ta tępa dzida...
- Słyszałam!!! - zapiszczało coś od drzwi. To była sąsiadka z twarzą wiśniową jak piwonia. - Co za chamstwo! Chciałam tylko powiedzieć, że do tej pory to ja przymykałam oko, ale od tej pory będę dzwonić na policję albo straż miejską!
I wyszła trzasnąwszy drzwiami.
- No i co narobiłaś - rzekła Ala z wyrzutem, podniosła się z sofy i ruszyła w kierunku wyjścia. - Trzeba ją przeprosić, ona ostatnio zajmowała się mamą...
- Potem - Anka podeszła do barku i otworzyła go. - Ho ho!
- Nie ma alkoholu - odezwała się matka.
- Bo z panią Kasią wszystko wypiłyście - poinformowała Ala.
- Cicho bądź!
- Ona ma rację - Anka odwróciła się w ich stronę. - Przecież jak byłam na Boże Narodzenie to barek był pełen różnych butelek. A teraz nie ma ani jednej. I... Naprawdę pobiłaś jej chłopaka!?
- Zaraz tam pobiłam - matka była bardzo z siebie zadowolona. - Niczego takiego nie było.
- Ależ ja pamiętam! - wykrzyknęła Ala.
- A ja nie pamiętam, no i co? - odparła matka i zachichotała.
Anka powiedziała, że świetnie sobie radzą we dwójkę, że ona niepotrzebnie tu w ogóle przyjeżdżała i wraca do siebie.
- A mama? - wystraszyła się Ala.
- Zostaje tutaj.
- Mowy nie ma! Przecież mnie pół dnia nie ma w domu! A kto mamę wtedy upinuje?! Po twoim występie żadna sąsiadka nie będzie chciała mi pomóc!
- Jak jesteś taka mądra to powiedz co zrobić.
- Bardzo prostą rzecz. Zabierz mamę do siebie. On będzie mieć opiekę a ja będę mogła skupić się na studiach...
- ...i Krzysiu - dokończyła matka. Anka parsknęła śmiechem.
- Ale wy jesteście! Tak, tak, no i co z tego?
- Twój chłopak jest dla ciebie ważniejszy od matki - Anka wbiła szpilę z prawdziwą satysfakcją. - Cóż za egoizm!
- A ty masz chłopaka?
- Oczywiście, że nie.
- Więc przenosisz nad mamę samą siebie. To dopiero jest egoizm!
Anka odwróciła się do okna i spojrzała na szereg poznańskich, starych, brzydkich, brudnych poznańskich kamienic. Ta wymiana złośliwości mogłaby trwać długo, ale od dłuższego już czasu wiedziała, że będzie musiała się zgodzić, choć bardzo jej się to nie podobało.
To całkowicie rozwali tę pieczołowicie wznoszoną budowlę jej życia.
Ale trudno. Trzeba mieć nadzieję, że to potrwa krótko.
- No dobrze - powiedziała wreszcie. - Ale nie teraz.
- Co?! Jak to?!
- Przecież dom jest w remoncie. Muszę dokończyć dwa pokoje, żebyście miały gdzie mieszkać.
- Jak to: dwa?
- Drugi dla ciebie.
Alicja gwałtownie zaprotestowała, przypominając, że ona przecież studiuje.
- Jest dobry dojazd pociągiem - rzekła Anka chłodno. - Inni też dojeżdżają i żyją.
Ale Alicja nadal nie chciała się zgodzić.
- Niech ci będzie w zwykłe dni - ustąpiła kawałek Anka. - Ale po pierwsze będziesz przyjeżdżać na weekendy. A po drugie, ja będę tu do ciebie wpadać na kontrole. Żeby się nie okazało, że Krzysio nie jest takim safandułą jak myślę!