Anka szła szybkim, zamaszystym krokiem. Czuła się osaczona przez to głupie święto. Całe miasto było wręcz zasrane różem. Tak, właśnie tak powiedziała przez telefon Alicji. Alicja oczywiście poczuła się urażona, jak można mówić tak wulgarnie, jej to święto się podoba, bo ona i Krzysztof zamierzają dziś się wybrać na...
Ance kiedyś też to święto się podobało. Kiedy ona i Wojtek...
Ale to było i już nie wróci, a teraz wszędzie wychylały się baloniki, serduszka, transparenty, ogłoszenia, muzyka w radio, wszystko, wszędzie nic - tylko walentynki. Na szczęście wszystko, co miała do załatwienia tego dnia, już załatwiła. Teraz tylko wrócić i domu i przeczekać aż ten irytujący dzień wreszcie się zakończy.
I właśnie, kiedy to pomyślała, zauważyła w szeregu aut stojących przy chodniku znajomy pojazd. Białe berlingo. Zatrzymała się i spojrzała na tablicę rejestracyjną, numer zgadzał się z tym, co zapamiętała. Teraz miała już pewność.
- Ta elektryczna świnia gdzieś tu jest - wyszeptała do siebie przywołując w pamięci obraz elektryka, który wymieniał wentylator w jej łazience. Ciekawe gdzie on może być. Pewno w którymś z okolicznych mieszkań coś naprawia. A może... Przyjrzała się uważnie szybom lokali na parterze w okolicznych domach i aż drgnęła. Był!
Siedział przy stoliku pod oknem! Ledwo go poznała, bo tym razem nie był w tym swoim brudnym kombinezonie, tylko w zwykłym ubraniu. Od jego stolika wstawała jakaś kobieta, coś mówiła śmiejąc się. On, przeciwnie, nie wyglądał na rozbawionego. Wręcz przeciwnie, wyglądał dość ponuro.
Anka wpatrywała się w niego nie myśląc nawet co to będzie, gdy on spojrzy w bok i ją zobaczy. Patrzyła tak przez dłuższą chwilę, aż nagle usłyszała z boku głos:
- Boże, co za frajer!
I minęła ją kobieta, która przed chwilą wstawała od stolika. Podśmiewała się pod nosem, i ten śmiech brzmiał jakoś tak pogardliwie. Zapikał autoalarm, kobieta otworzyła drzwi samochodu stojącego przy ulicy i wsiadła, po czym odjechała.
Anka ponownie spojrzała na okno, elektryk siedział cały czas tak samo ze wzrokiem wbitym w obrus
Pod wpływem nagłego impulsu Anka weszła do środka, przemaszerowała przez całą salę i zasiadła naprzeciwko elektryka.
- Co, randka się nie udała? - rzuciła swobodnie.
Drgnął, spojrzał na nią i dopiero wtedy ją zauważył.
- O nie, jeszcze ona - jęknął, oparł ręce na stoliku i położył na nich głowę.
Anka westchnęła z rozkoszą. A to jej się trafiła miła niespodzianka! Rewanżyk!
- Siedziała tu z panem jedna taka...
- Wyszła - elektryk podniósł się do pionu. Jego twarz jak zwykle nie wyrażała nic.
- A dlaczego wyszła?
- A co to panią obchodzi?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - zauważyła triumfująco. - No więc?
- Jeśli pani widziała jak ona wyszła to pewnie widziała też pani czym ona odjechała.
- Widziałam.
- To kosztuje czterysta tysięcy.
- No i co z tego?
- To z tego - elektryk odchylił się na krześle. - że poczuła się urażona poziomem cenowym lokalu oraz moimi możliwościami finansowymi. Tak to nazwę.
Anka na moment zaniemówiła.
- Chyba pan żartuje..
- Jak pani chce może ją pani spytać. Tylko nie wiem, czy ją pani dogoni. Ona ma szybki wóz.
- Widzę, że sarkazm pana nie opuszcza, to dobrze. To chyba jedyne co panu zostało. A tak swoją drogą... - zamyśliła się Anka. - Wy się spotkaliście pierwszy raz?
- Pierwszy. Wcześniej pisaliśmy do siebie przez internet.
- To jak ją pan namówił na spotkanie? O czym rozmawialiście? Szukaliście chyba jakichś płaszczyzn porozumienia? Czego wspólnego, czegoś, co by was łączyło? I co, i teraz to wszystko okazało się nieważne?
- Jak widać - mruknął elektryk. - Nieważne. Wszystko. Dla kobiet to tylko kasa się liczy.
Anka się zagotowała.
- Wszyscy mężczyźni generalizują!
Przez jego cień przemknął blady uśmiech.
- Czy pani się słyszy?
- Tak. chciałam panu podziękować za ten dowcip z szafką. Ubaw miałam po pachy. Ale nie aż taki jak teraz.
- To znaczy?
- Pana wygląd.
- A, tak. Druga rzecz, na którą zwracają uwagę kobiety. Zaraz po pieniądzach.
- Owszem, dla kobiet liczy się także wygląd...
- Wiedziałem!
- ...w sensie ubrania, stroju. Jak pan wygląda? Przecież mankiety są całkiem przetarte. A to? To co jest? To ma pasować? Do czego? A na dodatek...
I Anka zaczęła wyliczać, że jej rozmówca ma tu wystrzępione, tam coś niedobrze, a w ogóle niedobrane to czy tamto... - punktowała bezlitośnie rozbawiona.
- Czy państwo coś zamawiają? - przy ich stoliku pojawił się kelner.
- Ja nie - elektryk podniósł się ze swojego miejsca. - Dziękuję i do widzenia.
- Dokąd to?! - oburzyła się Anka. - Zastawia pan tak kobietę samą? Ładnie to tak?
Wyszedł bez słowa.
Anka wstała, ubrała się i też wyszła. Na ulicy zobaczyła tylko tył odjeżdżającego berlingo. I, ciekawa rzecz, nie poczuła ani radości, ani satysfakcji. Pomyślała, że teraz czeka ją podróż do pustego domu i samotny wieczór. I że wolałaby spędzić ten czas w towarzystwie kogokolwiek. Nawet tego chama, który właśnie zostawił ją i odjechał.